A miało być zupełnie inaczej...
Plan był taki, aby wynająć wspólnie mieszkanie i zobaczyć jak się nam będzie razem mieszkało. A tu pewnego wieczoru dzwoni mój Małżonek Przyszły i mówi:
- Kasia, a może byśmy tak sobie dom wybudowali?
-Yyy....- odparłam inteligentnie.
- No to ok, ustalone.
Tak więc (wiem, wiem, nie zaczyna się zdania od "tak więc") budujemy dom. A dokładniej to PIĘKNY dom .
Na początku było sporo formalności, którymi nie za bardzo się interesowałam, no bo myślami to ja już jestem na etapie wykańczania i urządzania :o)
Działka jest, a dokladniej to posiada ją Małżonek Przyszły. I do tego ogrodzona ze wszystkich stron, więc odchodzi jeden wydatek . Muszę się poskarżyć,że do tej pory Pan Przyszły wypomina mi, ze nie posiadam własnej działki, którą można by sprzedać i szybciej domek wybudować. Okropny jeden...
Jakieś pozwolenia potrzebne były, Przyszły się tym zajął i chyba dobrze mu to wyszło bo budowa ruszyła. Ale po kolei...
Projektu zaczęliśmy szukać i ku uciesze naszej okazało się, że gusta mamy podobne (a przynajmniej na początku tak było...)
Z założenia domek miał być mały i nieskomplikowany, coby można się było wprowadzić jeszcze przed 2020 r.
Jakoś tak oboje zakochaliśmy się w projekcie BARTEK
parter:
i poddasze:
ta 2 na poddaszu to antresolka jest :) zakochałam się od pierwszego wejrzenia. I żebym za szczęśliwa nie była pojawiły się pierwsze problemy:
Działka jest z wjazdem od południa, a w Bartku salon i taras byłby od północy, i popołudniu słońca byśmy za wiele nie widzieli. No chyba, że byśmy Bartka odwrócili i wejście do domu wraz z wjazdem do garażu od północy dali, ale komu by się chciało dom obkrązać, żeby się do niego dostać. Nijak nam się to nie podobało, więc z bólem serca pożegnaliśmy się z Bartkiem.
Szukaliśmy dalej i już sporo wiedzieliśmy: wejscie + garaż mają być od południa, salon z tarasem też od południa, kuchnia otwarta, na parterze jeden pokój i łazienka mała (a nie tylko wc), na górze 3 pokoje i duza lazienka no i oczywiście antresolka ( na którą się uparłam i nie było przeproś ).
aaa i jeszcze taki szczegół, ze domek nie mógł być zbyt szeroki, coby się na działce zmieścił.
Szukaliśmy baaardzooo długo (ja intensywniej) i nic nie znaleźliśmy. No prawie nic, bo po raz kolejny sie zakochałam . Na imię miała AGA:
I wszystko byłoby super gdyby nie to, że Aga cholernie duża się okazała. Tak więc znowu nastąpiło bolesne rozstanie.
Po dłuższych namysłach stwierdziliśmy, że najlepiej będzie jak jakaś Uczona osoba nam ten nasz wymarzony domek wyrysuje :). Spędziliśmy długie godziny u naszego Architekta-budowlańca i w końcu dostaliśmy to co chcieliśmy (Dominiku ogromne dzięki). Fotki wrzucę jutro, bo mój Małzonek Przyszły zabrał projekt i oddać nie chce. Jutro na siłę wydrę.
Znowu papierkologia się zaczęła, więc kasia się wyłączyła, a wszystkim zajął się Przyszły (ależ ja z niego dumna jestem).
Zima się skończyła, prace ruszyły.
Plan jest taki, żeby w tym roku stan surowy otwarty zrobić, a jak wyjdzie to zobaczymy.
Ależ się rozpisałam jak na pierwszy raz :) wystarczy.
do następnego razu