"Październikowa przeprowadzka" przemknęła tak nagle, że nawet jej nie zauważyłam :) Potem była "listopadowa - na spokojnie" ... hmm... też mi umknęła.
Potem miała być "grudniowa - ostateczna - na święta" ... I może nawet by do niej doszło, gdybym nie postanowiła, że sami pomalujemy cały dom. Zaczęliśmy.... a teraz jest po świętach,ja nadal u rodziców,a na widok taśmy malarskiej dostaję autentycznych nudności. Ze względu na dobro mego stanu psychicznego w ostatnim czasie przestałam się na budowie w ogóle pojawiać :)
Dziś przy obiedzie świątecznym Szwagier delikatnie napomniał, że od jutra można by powrócić do rytuału malowania, a mnie małe przerażenie i dość duże obrzydzenie za serduszko ścisnęło. Tak przy obiedzie, z zaskoczenia - niedobry Szwagier!
A ja głupia i nieświadoma opowiadałam, że malowanie ścian w domku to już sama przyjemność. Tfu tfu tfu...
Przyjemność, do której niezbędna okazała się obecność rusztowania.

Aby oderwać się choć na chwilę od nieprzyjemnych myśli o wałku, wiaderku i kratce, zaczęłam przeglądać dawne, przyjemne fotki z czasów kładzenia pierwszych płytek - lipiec 2014. Prawie na cały dół położyliśmy paradyż rovere naturale, długie, w dwóch szerokościach naprzemiennie.
Prawie cały dół to jest: kuchnia, salon, korytarz, łazienka i wiatrołap. Pokój jest w parkiecie, a garaż i kotłownia w innych płytkach. I to tyle naszego dołu :)
Z efektu jestem bardzo bardziście zadowolona :)








Tym oto pozytywnym akcentem zakończę dzisiejszy dzień :)
... o malowaniu pomyślę jutro ...
Komentarze